Slide
Dytiatyn

Przyczyny, przebieg, analiza i skutki bitwy

Dytiatyn

Przyczyny, przebieg, analiza i skutki bitwy

Nie ma większej miłości.

Przyczyny, przebieg, analiza i skutki bitwy pod Dytiatynem

17.12.2020 r.

Tło sytuacyjne

Kiedy w sierpniu 1920 roku Wojsko Polskie pokonało Armię Czerwoną w wielkiej Bitwie Warszawskiej, w kraju zapanowała powszechna euforia. Odrzucenie Frontu Zachodniego Michaiła Tuchaczewskiego spod bram Stolicy oraz jednoczesny rozgrom „niezwyciężonej” Armii Konnej Siemiona Budionnego pod Komarowem załamały całą rosyjską ofensywę na północnym i środkowym odcinku frontu. Bolszewicy zmuszeni do upokarzającego odwrotu w ciągu kilku tygodni zostali odrzuceni na 180-200 km od Warszawy.

Wróg wciąż jednak zachował zdolność bojową, a z Rosji przybywały świeże posiłki, stwarzając ryzyko wznowienia sowieckiej ofensywy w przyszłości. Naczelne Dowództwo Wojska Polskiego podjęło decyzję o wydaniu walnej bitwy bolszewikom w rejonie Grodna, gdzie gromadziły się oddziały Tuchaczewskiego wycofujące się spod Warszawy. Nim jednak miało się rozpocząć to decydujące o wyniku wojny starcie, które przeszło do historii jako bitwa nad Niemnem, trzeba było zatroszczyć się o południowe skrzydło, by w nadchodzącej ofensywie nie zostało ono nadmiernie odsłonięte. W tym celu należało wyprzeć wojska nieprzyjaciela z Wołynia i Małopolski Wschodniej, okupowanych przez bolszewików od czerwca.

14 września rozpoczęła się ofensywa polskiej 6 Armii gen. Roberta Lamezan-Salinsa (dwa dni później dowództwo nad nią przejął gen. Stanisław Haller, bohater Bitwy Warszawskiej) w Małopolsce Wschodniej. W jesiennych walkach na południu uczestniczyły również jednostki Armii Czynnej Ukraińskiej Republiki Ludowej – jedynego faktycznego sojusznika Polski w wojnie z Rosją sowiecką.

Geneza starcia

Polska 8 Dywizja Piechoty gen. Stanisława Burhardt-Bukackiego wyruszyła z zajmowanych od kilku tygodni pozycji nad Dniestrem i Świrzem na wschód od Lwowa w kierunku Podhajec. Wchodzący w jej skład 13 Pułk Piechoty pod dowództwem kpt. Jana Rudolfa Gabrysia kierował się do Rudników na zachód od Podhajec, atakując w środku odcinka dywizji, pomiędzy XVI Brygadą Piechoty po prawej maszerującą bezpośrednio na Podhajce, a 33 Pułkiem nacierającym na Telacze po lewej.

Bolszewicy stawili twardy opór i większość sił 13 Pułku została związana walką już pierwszego dnia ofensywy we wsiach Herbutów, Kunaszów i Bołszów na drodze do Rudników. Nazajutrz kpt. Gabryś, czytając nienapawające optymizmem meldunki od dowódców liniowych, zaczął się obawiać pozostania w tyle za sąsiednimi formacjami 8 Dywizji, które choć z trudem, posuwały się naprzód po jego obu stronach. Dlatego sformował grupę bojową opartą głównie na sile 3. batalionu, którą pchnął drogą do Rudnik, nie czekając na zakończenie toczonych za nią walk. Z jednej strony decyzja Gabrysia podyktowana była chęcią utrzymania ciągłości linii frontu i dotrzymania tempa natarcia sąsiednim formacjom, z drugiej jednak spowodowała niebezpieczne podzielenie i rozciągnięcie atakujących wojsk w obliczu wciąż dobre zorganizowanych i groźnych sił nieprzyjaciela. Grupa bojowa składała się z 9. i 10. kompanii 3. batalionu, kompanii karabinów maszynowych, kompanii technicznej, plutonu telefonistów i oddziału konnych zwiadowców, wspieranych przez oddział artylerii przydzielony do 13 Pułku Piechoty z VIII Brygady Artylerii. Był to 3. dywizjon pod dowództwem kpt. Władysława Domańskiego (którego adiutantem był ppor. Kazimierz Kaliszek), złożony z dwóch baterii: 7. baterii 8 Pułku Artylerii Polowej pod komendą ppor. Zygmunta Gużewskiego i 4. baterii 1 Pułku Artylerii Górskiej dowodzonej przez kpt. Adama Zająca. Trzech z czterech wymienionych oficerów artylerii miało zginąć w nadchodzącej bitwie.

16 września o godz. 9:00 grupa bojowa Gabrysia zajęła wieś Dytiatyn i wyparła słaby, bolszewicki oddział ze wzgórza 385 (oznaczonego na mapach wojskowych jego wysokością bezwzględną), wznoszącego się nad północno-wschodnim krańcem miejscowości. Wkrótce po tym kapitan wjechał konno na wzniesienie, z którego rozpościerał się doskonały widok na okolicę. Zauważył przez lornetkę zbliżające się do wzgórza spore siły piechoty i kawalerii.

Byli to czerwonoarmiści wycofujący się ze swoich pozycji nad Gniłą Lipą pod Rohatynem. Rohatyn został zajęty przez 37 Pułk Piechoty 9 września, ale jeszcze przez kilka kolejnych dni bolszewicy kontratakowali, próbując odbić miasto. Gdy jednak po rozpoczęciu generalnej ofensywy polskiej 6 Armii walcząca pod Rohatynem sowiecka 8 Dywizja Kawalerii „Czerwonych Kozaków” i wspierające ją formacje znalazły się w groźbie okrążenia, wróg odpuścił dalsze kontrataki i zaczął się wycofywać. Najdogodniejsza trasa odwrotu wiodła przez rejon Dytiatyna. Wiedząc o tym, że polski 13 Pułk jest opóźniony w marszu, ale nie o tym, że Gabryś sformował grupę bojową i pcha ją pomimo wszystko na wschód, bolszewicy ruszyli właśnie w tamtą stronę i niespodziewanie trafili na polskie siły na wzgórzu 385.

Gdy rankiem 16 września do Dytiatyna dotarł I batalion 13 Pułku, po tym, jak wreszcie wyparł czerwonoarmistów na swoim odcinku natarcia, Gabryś postanowił zmienić swoją poprzednią decyzję i wysłać właśnie ten oddział dalej na wschód, do Rudnik, a na wzgórzu pozostawił swoją grupę bojową liczącą 600 żołnierzy, 6 dział i 6 karabinów maszynowych, która zajęła stare okopy z czasów I wojny światowej. W ich stronę szło ok. 2200 bolszewików. W ten sposób wróg osiągnął taktyczną przewagę liczebną 3,6:1 nad oddziałami polskimi. Obrońcy wzgórza 385 pozostali osamotnieni. Nikt nie mógł przyjść im z pomocą, bo w rejonie nie było już żadnych, innych polskich jednostek, mało tego – to na nich spoczywało w tamtym momencie bezpieczeństwo północnej flanki XVI Brygady, atakującej w kierunku Podhajec.

W złożonych później wyjaśnieniach kpt. Gabryś tłumaczył, że nie mógł z daleka rozpoznać, czy zbliża się oddział sowiecki, czy polski; faktycznie odrodzone państwo polskie zmagało się w tamtym czasie z dużymi problemami aprowizacyjnymi i wiele oddziałów Wojska Polskiego nie wyglądało dużo lepiej od bolszewików. Jednak nierozpoznany oddział nadchodził z północnego-wschodu, czyli z kierunku, z którego raczej nie spodziewano się polskich posiłków. Siły pozostawione przez Gabrysia na wzgórzu były o wiele mniejsze od zbliżających się formacji, co stwarzało ryzyko ich rozbicia w przypadku, gdyby okazały się one rzeczywiście wojskami nieprzyjaciela.

Żadna ze stron nie planowała decydującej bitwy w rejonie Dytiatyna. Miejscowość ta była po prostu kolejną nazwą na mapie. Do starcia doszło z marszu, wskutek zderzenia się części ofensywnych wojsk polskich i dużego zgromadzenia sił bolszewickich, które wycofując się, nieoczekiwanie trafiły na przeciwnika i przeszły spontanicznie do lokalnego kontrataku. Historycy określają takie bitwy jako „bój spotkaniowy”.

Bitwa

Siły bolszewickie składały się z jednej z brygad sowieckiej 8 Dywizji Kawalerii i 366 Pułku Strzelców ze 123 Brygady Strzelców: 1000 bagnetów, 1200 szabel, 5 dział i 20 karabinów maszynowych. Gdy zbliżający się oddział był już na tyle blisko, że bezsprzecznie rozpoznano w nim wroga, został ostrzelany przez Polaków z całej dostępnej broni i odparty z dużymi stratami. Bolszewicy cofnęli się ze wzgórza i ostrzelali je z własnej artylerii, niszcząc jedno z polskich dział. Rozpoczynała się blisko ośmiogodzinna bitwa pod Dytiatynem.

Ok. godz. 11:00 sowiecka piechota i spieszeni kawalerzyści przeprowadzili atak frontalny, który został odparty daleko od polskich okopów. Wkrótce potem przeciwnik podjął próbę dokonania szarży kawaleryjskiej na skrzydło polskiej obrony, lecz formacja została rozbita ogniem polskich karabinów maszynowych. Na polu bitwy zaległy trupy bolszewickich kawalerzystów i koni. O 13:00 rozpoczął się trzeci atak, wspierany ogniem sowieckiej artylerii. Czerwonoarmiści szukali luk w polskiej obronie, badając pola ostrzału serią punktowych uderzeń. Kpt. Gabryś wysłał ostrzegający meldunek do dowództwa XVI Brygady, której skrzydło zostałoby całkowicie odsłonięte, gdyby upadła obrona Dytiatyna.

Po godz. 14:00 oddziałowi sowieckiej kawalerii udało się zlokalizować kraniec prawej flanki polskiej obrony, ominąć ją i zająć wieś Boków, tym samym wychodząc na tyły polskich oddziałów. Stwarzało to bardzo niebezpieczną sytuację dla obrońców, ale bolszewicy zamiast kontynuować atak, rzucili się do szabrowania wsi. To pozwoliło wysłać na czas jeden z plutonów 9. kompanii, trzymany do tej pory w odwodzie, aby przepędzić kozaków ze wsi. Po tych wypadkach Gabryś postanowił rozpocząć odwrót ze wzgórza 385, ale nie na zachód, skąd przyszedł, lecz na południe, czyli w stronę XVI Brygady, aby nie odkrywać jej skrzydła. Przed 16:00 rozpoczęło idę wycofywanie najbardziej „wrażliwych” oddziałów, czyli taborów, kompanii technicznej, plutonu telefonicznego, dowództwa i zwiadu konnego. Razem z nimi opuścił wzgórze ppor. Gużewski, jedyny oficer artylerii, który przeżył tę bitwę.

Niemal w tej samej chwili bolszewicy rozpoczęli piąte natarcie. Kawalerii udało się wedrzeć na lewe skrzydło polskiej obrony, po czym doszło do pierwszej walki wręcz. Sformowana ad hoc grupa złożona z artylerzystów, walcząc jak zwykła piechota uzbrojona w karabiny, przeszła do kontaktu i na razie uratowała linię obronną, wypierając nieprzyjaciela z okopów. Jednak zaledwie 15 minut później wróg przystąpił do szóstego ataku. Polska artyleria wystrzelała ostatnie pociski, a wszystkie karabiny maszynowe zamilkły z powodu przegrzania się luf i uszkodzeń mechanicznych. Żołnierzom zaczynała także kończyć się amunicja do broni osobistej. Obie kompanie piechoty wycofały się ze wzgórza, odchodząc na południe. Pozostał tam tylko 2. pluton 9. kompanii, który od początku bitwy osłaniał pozycje artylerii.

Grupa ta została otoczona w miejscu, w którym miał później powstać kościół nagrobny, a obecnie znajduje się Cmentarz Wojenny w Dytiatynie. Najwyższym stopniem, żywym żołnierzem obecnym jeszcze na wzgórzu był wtedy kpt. Antonii Zając, dowódca 4. baterii. On przeszedł do historii jako dowódca obrony tej ostatniej reduty. Bolszewicy, zmęczeni po całym dniu nieustannej walki, kilkakrotnie krzykiem wzywali Polaków do poddania się. Ci jednak, wiedząc, że ich opór pozwala osłonić odwrót wycofujących się kolegów, zdecydowali się kontynuować walkę do końca.

Nigdy się już nie dowiemy, jaki był jej dokładny przebieg, bo nikt po stronie polskiej jej nie przeżył, a relacje strony sowieckiej się nie zachowały. Możemy domyślać się niektórych szczegółów starcia jedynie na podstawie oględzin pola bitwy dokonanych następnego dnia. Prawdopodobnie kpt. Zając i walczący obok niego ppor. Wątroba zabili osobiście kilku bolszewików z bliskiej odległości, bo niektóre ciała poległych wrogów nosiły ślady trafienia w twarz z amunicji pistoletowej, a w tamtym czasie tylko oficerowie nosili broń krótką. Obaj zostali zarąbali szablami. Po ich śmierci ostatni żywy oficer na wzgórzu, ppor. Świebocki, zginął z karabinem w ręce, który zabrał poległemu wcześniej szeregowcowi. Nie mając już żadnej amunicji, Polacy bronili się bagnetami, łopatkami saperskimi, a nawet kamieniami i gołymi pięściami. Przed zachodem słońca wszyscy zginęli.

Po zapadnięciu zmroku bolszewicy ograbiali ciała, a często rozbierali je do naga i bestialsko okaleczali. Rannych dobijano. Niektórzy wykrwawiali się do rana następnego dnia.

Następstwa

W bitwie pod Dytiatynem zginęło 97 polskich żołnierzy, a 86 zostało rannych. Straty sowieckie są nieznane, ale na pewno wysokie. Pomimo taktycznego niepowodzenia i ciężkich strat poniesionych przez polskie oddziały na wzgórzu 385, opór obrońców Dytiatyna miał znaczenie zarówno na poziomie taktycznym, jak i operacyjnym. Polacy zatrzymali siły sowieckie na cały dzień, osłaniając skrzydło polskiej XVI Brygady Piechoty oraz operującą na południu ukraińską Dywizję Jazdy. Gdyby obrońcy Dytiatyna nie wytrzymali, bolszewicy zniszczyliby te siły, co zagroziłoby całemu południowemu odcinkowi frontu polsko-bolszewickiego. Nie można wykluczyć, że taka sytuacja zmieniłaby przebieg nie tylko kampanii na południu, ale nawet całej wojny.

Wskutek opóźnienia w marszu i wyczerpania całodzienną bitwą czerwonoarmiści nie kontynuowali pościgu za Polakami na południe z Dytiatyna, lecz zgodnie z początkowym planem wycofali się na wschód. Już następnego dnia pole bitwy zostało ponownie zajęte przez oddziały 13 Pułku nadchodzące z zachodu. Mimo to, dzień po bitwie kpt. Gabryś stracił dowództwo nad pułkiem za poniesioną porażkę i wytracenie batalionu oraz artylerii pod Dytiatynem. Z jednej strony faktycznie popełnił on szereg błędów w sztuce wojennej: dysponując zbyt małymi siłami, próbował walczyć w dwóch miejscach jednocześnie i nie dostosował swoich działań do zmieniającej się sytuacji na polu bitwy. Uparcie dążył do rygorystycznej realizacji celów operacyjnych zgodnie z raz przyjętym planem, nie wykazując elastyczności, umiejętności przewidywania i zmieniania priorytetów, które powinny charakteryzować dobrego dowódcę polowego. Z drugiej strony do bitwy pod Dytiatynem doprowadził tragiczny przypadek i niekorzystny dla Polaków obrót zdarzeń, przez który atakujące wojska zderzyły się z wycofującą się z innego sektoru frontu jednostką bolszewicką, której nie powinno tam być.

Porażka pod Dytiatynem i dymisja ze stanowiska dowódcy 13 Pułku Piechoty źle wpłynęły na dalszy przebieg kariery wojskowej Gabrysia. Za udział w całej wojnie polsko-bolszewickiej otrzymał tylko Medal Niepodległości, choć jego koledzy dowodzący pułkami wyszli z niej obwieszeni Krzyżami Walecznych i Virtuti Militari. Co prawda dwa lata później awansował na majora, ale przez większość okresu międzywojennego sprawował głównie stanowiska szkoleniowe i administracyjne, w dodatku często w małych miejscowościach, które weterani dwóch wojen, tacy jak Gabryś, uważali za miejsce zesłania. Ponownie objął on dowództwo nad pułkiem dopiero w 1939 roku. Wraz ze swoją nową jednostką, 52 Pułkiem Piechoty Strzelców Kresowych ze Złoczowa, już jako podpułkownik walczył w kampanii wrześniowej przeciwko swoim dawnym wrogom. Wzięty do niewoli przez Armię Czerwoną został wysłany do obozu jenieckiego w Starobielsku, skąd w kwietniu 1940 roku NKWD wywiozło go do Bykowni pod Charkowem i rozstrzelało.

Pamięć

Bitwa pod Dytiatynem od razu obrosła legendą. Przez cały okres międzywojenny jej historia była propagowana jako symbol bohaterstwa polskich żołnierzy w walce z bolszewickim najeźdźcą, podobnie jak stoczona miesiąc wcześniej bitwa pod Zadwórzem, w której 330 ochotników pod dowództwem kpt. Bolesława Zajączkowskiego opóźniło ofensywę bolszewików na Lwów. W czasach II Rzeczpospolitej Dytiatyn był jednak bardziej znany.

Naczelnik Państwa marsz. Józef Piłsudski osobiście nadał 4. baterii 8 Brygady Artylerii, która broniła się do końca na wzgórzu 385, tytuł Baterii Śmierci, a nazwę DYTIATYN wyryto na jednej z kolumn otaczających Grób Nieznanego Żołnierza w Warszawie. Za tę niewielką w skali całej wojny bitwę nadano aż 17 Krzyży Srebrnych Orderu Virtuti Militari, wszystkie pośmiertnie. Ponadto 11 oficerów i 41 szeregowych piechoty otrzymało Krzyże Walecznych. Na miejscu bitwy, dokładnie w miejscu, gdzie walczyła Bateria Śmierci i gdzie pochowano poległych w braterskiej mogile, wybudowano kościół nagrobny pod wezwaniem św. Teresy, przy którym dwa razy w roku: w święto narodowe 3 maja i w rocznicę bitwy 16 września organizowano uroczyste obchody i odprawiano Msze Święte z udziałem wojska, urzędników państwowych, weteranów, rodzin poległych oraz miejscowej ludności.

Po II wojnie światowej i utracie Kresów Wschodnich przez Polskę kościół cmentarny został zniszczony przez władze sowieckie, a Cmentarz Wojenny w Dytiatynie odbudowano dopiero w 2015 roku. Obecnie trudno oprzeć się wrażeniu, że temat bitwy dytiatyńskiej pozostaje w znacznym stopniu zapomniany, pomimo prób przywrócenia go do powszechnej świadomości Polaków. Niejako w jego miejsce znacznie bardziej znana stała się bitwa pod Zadwórzem.

Oceny

Po 1989 roku powstała tylko jedna, niewielka książeczka na temat bitwy pod Dytiatynem, autorstwa historyka i dawnego działacza opozycyjnego Janusza Odziemkowskiego, specjalisty w temacie wojny polsko-bolszewickiej. Według niego o porażce wojsk polskich przesądziły dwa czynniki: euforia po niedawno wygranej Bitwie Warszawskiej, która sprawiła, że bolszewików uważano już za pokonanych, podczas gdy na południu ich wojska nie zostały jednak jeszcze rozbite i wciąż stanowiły poważne zagrożenie, a także błąd w dowodzeniu kpt. Gabrysia, polegający na niedocenieniu potencjału sił przeciwnika. Odziemkowski docenia znacznie bitwy i uważa, że miała ona kluczowe znaczenie dla utrzymana planowanego przebiegu kampanii jesiennej 1920 roku na południu.

Inne zdanie na temat bitwy pod Dytiatynem ma historyk wojskowości i emerytowany pułkownik Wojska Polskiego Lech Wyszczelski. W swojej monumentalnej monografii pt. Wojna polsko-rosyjska 1919-1920 wyraża on opinię, że starcie jako takie nie miało większego znaczenia w skali całego frontu, a swoją „popularność” zawdzięcza głównie mitologizacji z czasów II Rzeczpospolitej.

Na uroczystościach o charakterze religijnym bardzo często podkreśla się chrześcijański wymiar poświęcenia poniesionego przez ostatnich obrońców wzgórza 385. „Bateria Śmierci”, nawet nie mogąc już się wycofać po całkowitym okrążeniu jej pozycji, mogła przecież po prostu się poddać. Żołnierze kpt. Zająca wybrali jednak śmierć zamiast możliwości przeżycia w niewoli, bo wiedzieli, że każda chwila ich oporu wiąże walką siły bolszewickie i utrudnia im ściganie wycofujących się na południe polskich oddziałów. Postąpili zatem zgodnie z ewangelicznym nakazem: „To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15, 12-13).

Niezależnie od ocen, bitwa pod Dytiatynem jako jedna z zaledwie kilku w historii Polski (pięciu lub sześciu w zależności od opracowań) zyskała miano Polskich Termopil. Tym terminem określa się starcia, które charakteryzowały się ogromną dysproporcją sił na korzyść przeciwnika i niezłomną postawą obrońców walczących do ostatniego człowieka. Są one porównywane do bitwy stoczonej przez Spartan ze starożytnymi Persami w wąwozie termopilskim w 480 r. przed Chrystusem.

Z tą różnicą, że do Dytiatyna nigdy nie przyjechał żaden amerykański reżyser, aby zekranizować tę bitwę.

Bibliografia

  • – Odziemkowski Janusz, Dytiatyn 1920, Wydawnictwo Bellona, Warszawa 1994, ISBN 83-11-08316-9;
  • – Odziemkowski Janusz, Leksykon bitew polskich 1914 – 1920, Oficyna Wydawnicza „Ajaks”, Pruszków 1998. ISBN 83-85621-46-6;
  • – Wyszczelski Lech, Wojna polsko-rosyjska 1919-1920, Wydawnictwo Bellona, Warszawa 2010, ISBN 978-83-111-3955-8;
  • – Biblia Tysiąclecia, Wydawnictwo Pallotinum, Poznań 2014, ISBN 978-83-7014-712-9.

Marcin Więckowski

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych

„Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury”

Cmentarz wojenny w Dytiatynie

Galerie zdjęć